przyjemności od Hexx i flos lek :)


Witajcie :)

Dziś wpadam do Was tylko na chwilkę, aby pochwalić się przemiłą niespodzianką, która mnie ostatnio spotkała. Otóż, zostałam wybrana do testowania produktów flos lek z linii emoleum w ramach akcji HexxBox organizowanej, jak sama nazwa wskazuje, przez Hexxanę :)
Dziękuję, Kochana!
W ekspresowym tempie, bo już w piątek dostałam w swoje łapska nowe "zabawki".
Oto i one:


Co pisze o nich producent?

Olejek 2 w 1
Olejek łagodnie myje i oczyszcza skórę całego ciała, nie zaburza jej naturalnego pH. Pozostawia na skórze delikatny film ochronny, uzupełnia niedobór lipidów i zapewnia skuteczną ochronę przed nadmierną utratą wody. Łagodzi uczucie napięcia i szorstkości skóry. Zawarte w preparacie oleje roślinne (słonecznikowy i morelowy) oraz delikatne emolienty odpowiednio nawilżają i natłuszczają suchą skórę. Zapobiegają łuszczeniu się, wysuszaniu i pękaniu naskórka. 

Krem nawilżający do twarzy
Krem przynosi ulgę suchej skórze, zapobiega wysuszaniu i łuszczeniu się naskórka. Mocznik oraz kompleks lipidów OMEGA wygładzają i uelastyczniają podrażnioną i wrażliwą skórę. Krem bardzo intensywnie, głęboko i długotrwale nawilża, zmniejsza zaczerwienienia oraz uczucie napięcia i szorstkości. Odbudowuje warstwę lipidową i pozostawia na skórze delikatny film chroniący przed nadmierną utratą wody oraz niekorzystnym wpływem czynników zewnętrznych (detergenty, chlor, wiatr). Krem zalecany jest jako produkt wspomagający terapię problemów dermatologicznych m. in. w przypadku atopowego zapalenia skóry.

Lipidowy balsam do ciała
Balsam przynosi ulgę suchej i podrażnionej skórze, zapobiega wysuszaniu i pękaniu naskórka, zmniejsza zaczerwienienie oraz uczucie napięcia i szorstkości. Kompleks lipidów OMEGA zapewnia ochronę przesuszonej i odwodnionej skórze, zmniejszając parowanie wody z jej głębszych warstw. Prebiotyk wzmacnia barierowość skóry, stymulując jej mechanizmy obronne. Mocznik zmiękcza i nawilża naskórek oraz łagodzi swędzenie. Balsam odbudowuje warstwę lipidową, długotrwale i skutecznie nawilża i natłuszcza zarówno zdrową, jak i suchą, skłonną do zmian atopowych skórę.
\
Na razie mogę powiedzieć tylko tyle, że składy są dość przyzwoite, a kosmetyki nie podrażniają mojej skóry. Recenzji możecie się spodziewać za jakieś dwa miesiące.

Jesteście ciekawe tych kosmetyków?
Jakie macie doświadczenia z firmą flos lek?

Całuję,
Ł.

pierwszy kontakt z paletą sleek darks


Witajcie, Dziewczyny :)

Wpadam na chwilę, aby pokazać Wam nowość w mojej kolekcji cieni - świetnie wszystkim znaną paletę ultra mattes darks od sleeka. Post bardziej do oglądania niż do czytania :)
Zapraszam.



Powyżej zaznaczyłam cienie, które skłoniły mnie do kupna tej palety. Szczególnie Orbit i Villan złapały mnie za serce i to one są bohaterami dzisiejszego makijażu :)
Poniżej możecie zobaczyć swatche wszystkich cieni:



Cienie, jak to maty sleeka, są dość nierówne i suche, jednak "dają radę", zwłaszcza na dobrej bazie. 
Nie będę się rozpisywać o ich właściwościach, ponieważ na ten temat napisano już w sieci aż za dużo ;)
Poniżej super prosty makijaż i moje ulubione połączenie fioletu z zimną zielenią:




Nie uległam sleekomanii, która przetoczyła się przez blogosferę, ponieważ uważam, że cienie tej marki mają wiele wad, jednak mam kilka ich paletek i uważam, że są wśród nich perełki. Należy do nich Darks.

Podobają Wam się takie kolory?
Lubicie matowe cienie?

Pozdrawiam ciepło w ten mroźny dzień,
Ł.

powracam... częściowo :)

Witajcie :)

Już od ponad tygodnia nie ukazała się na blogu żadna notka. Jak już kilkukrotnie was informowałam, dzieje się tak za sprawą sesji połączonej  z finalizacją pracy inżynierskiej. Co najdziwniejsze, sesja nigdy nie stanowiła dla mnie problemu. Ta jest inna, może dlatego, że to już 13(!) w mojej karierze ;) Jednak najpewniej powodem jest fakt iż odczuwam wszechogarniającą i żywiołową niechęć do mojej pracy dyplomowej oraz studiów w ogólności. 

Najważniejsze jednak, że mogę już jedna nogą wrócić do blogosfery, natomiast mój triumfalny come back nastąpi w połowie lutego, już po obronie. Mam nadzieję, że już jutro uda mi się dodać post o najbardziej popularnej ostatnio paletce sleeka lub o ulubionej bazowej masce do włosów.

Aby osłodzić nieco ten suchy komunikat, chciałabym pokazać Wam pewien "kwiatek", na który natknęłam się w sieci:


Nie wątpię, że istnieją osoby, które "czują się sobą" w takim makijażu, jednak we mnie połączenie hasła z wizerunkiem modelki wywołało dysonans poznawczy :)

Dziewczyny, dziękuję, że pamiętałyście o mnie podczas tej nieobecności!
Całuję,
Ł

obiecany makijaż nowymi cieniami inglota


Witajcie :)

Jak minęła Wam sobota?
Ja dziś odkryłam kolonię moli spożywczych w moich płatkach owsianych O.o
Spędziłam zatem pół dnia na sprzątaniu szafek kuchennych i wyrzucaniu wszystkiego, co "mologenne".
Drugą połowę soboty umiliło mi pisanie pracy inżynierskiej oraz spotkanie z moją ukochaną Panią Promotor.

Wieczorem w końcu czeka mnie coś miłego, czyli dodanie tej notki oraz przegląd Waszych blogów :)
Tak, jak obiecałam przy prezentacji moich kosmetycznych nowości, tutaj, chciałabym pokazać Wam makijaż wykonany moją nową kompozycją cieni z inglota.



Czy ktoś byłby zainteresowany stepem do tego makijażu i dokładnym opisem poszczególnych cieni?




Wszystko, czego użyłam do wykonania makijażu:


Debiut całej mordki :)


Dziewczyny, mam do Was prośbę.
Czy mogłybyście oświecić mnie, jak robić zdjęcia, aby aparat nie konsumował całego
koloru z oczu i ust?

Jak Wam się podoba takie zestawienie kolorystyczne?

Całuję,
Ł.

o tym, co nowe w mojej kosmetyczce

Witajcie :)

Dziewczyny, dziś przychodzę do Was z postem typowo "chwalipięckim". Będzie mały przedsmak tego, co pojawi się wkrótce na blogu. W ostatnim czasie starałam się stawiać na zakupy pielęgnacyjne, jednak i trochę kolorówki wpadło do koszyczka :)
Jesteście ciekawe , co u mnie nowego?

Wykończyłam ostatnio wszystkie kremy na dzień, których używałam do tej pory. Lubię mieć wybór, więc kupiłam dwa: polecony przez  Niecierpka Pilastil Deliskin o ślicznym pistacjowym kolorze oraz nawilżający krem Baikal Herbals. Zobaczymy, jak się sprawdzą. 


 Angel napisała ostatnio tak pochlebną recenzję błota z morza czarnego Mud Spa, że zamówiłam je jeszcze tego samego wieczora. Jestem już po pierwszym użyciu i jest super :) Pięknie oczyszcza twarz, ściąga pory i wspaniale pachnie! Ktoś inny mógłby uznać ten zapach za nieznośny smród, jednak mnie kojarzy się on z wakacjami nad morzem i/lub zapachem wody Zuber :D


 Naczytałam się na blogach o maskach algowych Organique i skuszona formułą peel-off, przy okazji zakupiłam dwie: żurawinową i borówkową. Na razie mogę jedynie powiedzieć jedynie, że nie są tak łatwe w obsłudze, jak sądziłam.Muszę poćwiczyć ich nakładanie :)


Jestem już zdesperowana w kwestii wypadania włosów, więc zamówiłam drogi, lecz ponoć skuteczny szampon Biokap anticaduta, który bardzo przyjemnie chłodzi skalp. Przy okazji wizyty w sklepie Cosmeceuticum, o której możecie przeczytać tutaj, zaopatrzyłam się w osławioną maskę Organic Shop oraz balsam na cedrowym propolisie Babuszki Agafii.


I jeszcze kilka drobiazgów:


 Przejdźmy do tego, co dziewczynki lubią najbardziej, czyli do kolorówki :)
W końcu nie wytrzymałam i zamówiłam (tylko dwie!) pomadki lily lolo, które marzyły mi się już od bardzo dawna. Powiem tak: są genialne! Wkrótce więcej o moich nowych ulubionych ustowych mazidłach. Wybrałam intense crush, czyli najpiękniejszy koral, jaki dane było mi nosić oraz love affair - przełamany różem brąz, który wygląda na moich ustach bardzo naturalnie.


Jestem bardzo zadowolona z jasnego złotka oraz srebra z limitowanej edycji catrice, spectaculART, które pokazywałam Wam tutaj i tutaj.
Zdecydowałam się zatem dokupić dodatkowo ciemny grafit podbity odrobiną zieleni, czyli bombay bauble. Podobnie, jak jego bracia, jest świetnie napigmentowany i kremowy. Już go lubię :)




 Poniższy zestaw pięciu kółek inglota jest owocem frustracji związanych z pracą inżynierską. To taka klasyczna pocieszajka. Moim zdaniem zestawienie kolorystyczne jest fenomenalne, jestem z niego bardzo dumna i bardzo skromna ;) Od dawna marzył mi się zestaw cieni utrzymany w odcieniach miedzi, rudości i bakłażana. Dodałam do niej dwa chłodniejsze i jaśniejsze kolory, które są świetne na ruchomą powiekę. Nie wytrzymam długo i prawdopodobnie już jutro pokażę Wam makijaż z udziałem tej paletki.



Na koniec jeszcze coś z ostatniej chwili. Kto zgadnie, co jest w środku?


Ufff, trochę się tego uzbierało. 
Zaciekawiło Was coś szczególnie?
A może któreś z tych produktów znacie i lubicie?

o ciekawym miejscu, które powstało w Lublinie

Witajcie, Kochane :)

Już kilka dni temu zapowiadałam Wam pojawienie się dzisiejszej notki. Poślizg jest wywołany tym, o czym marudziłam Wam już niejednokrotnie, czyli inżynierką oraz rozpoczynającą się sesją. Nic nowego.

Oderwijmy się jednak na chwilę od moich życiowych tragedii ;) Chcę Wam dziś opowiedzieć o miejscu, które niedawno odkryłam w Lublinie. W autobusie miejskim linii 9 ujrzałam reklamę nowo powstałego sklepu - Cosmeceuticum oferującego, cytuję, "kosmetyki biodynamiczne, kosmeceutyki, biokosmetyki oraz produkty suplementacyjne". Zaintrygowana udałam się kilka dni później pod adres Krakowskie Przedmieście 41. Jest to lokal w podwórku, w którym znajdują się również grota solna oraz "staropolska galeria smaku". Myślę, że wszystkie Lubelanki kojarzą to miejsce.
Weszłam po schodkach do przyziemia i moim oczom ukazał się taki oto widok:

fot. Paweł Bareja
Asortyment jest przebogaty i dominują w nim kosmetyki rosyjskie oraz polskie. Znajdziemy tu przedstawicieli takich marek, jak Natura Syberica, Baikal Herbals, serię Receptury Babuszki Agafii, ale także Eponę oraz, jak zapewnił mnie Pan Paweł, właściciel tego przybytku, wkrótce również moje ostatnie odkrycie - sylveco.

fot. Paweł Bareja
 Warto wspomnieć, że sklep nie jest prowadzony przez nikogo przypadkowego, a przez magistra Chemii Kosmetyków i Środków Bioaktywnie Czynnych. Dodatkowo, gdy Pan Paweł mówi o swoim asortymencie, w jego głosie słychać prawdziwą pasję :)

fot. Paweł Bareja
Jak widać na zdjęciach, sklep oferuje wiele kosmetyków do pielęgnacji włosów, twarzy oraz ciała i powiem Wam, że buszowanie wśród tych półek było samą przyjemnością. Poniżej możecie zobaczyć szafę z kosmetykami firm Weleda oraz Martina Gebhardt Naturkosmetik,o których wcześniej nie słyszałam, ale chętnie je poznam.


Z Cosmeceuticum udało mi się wyjść z naprawdę skromnymi zakupami, jestem z siebie dumna, bo nie było łatwo. Kupiłam balsam na cedrowym propolisie oraz słynną już maskę z awokado i miodem organic shop. Powiem Wam, że maskę już wypróbowałam i jestem nią wstępnie zachwycona ;)

Bardzo przyjemna jest świadomość, że jeśli zapragnę kupić któryś z rosyjskich i nie tylko kosmetyków, nie będę musiała składać zamówienia przez internet, płacić za przesyłkę i czekać na kuriera.


Do zakupów otrzymałam kilka bardzo ładnie (choć niekoniecznie ekologicznie) zapakowanych próbek. Będę testować z przyjemnością.


Ze sklepu wyszłam zadowolona z zakupów i pogawędki o kosmetykach z Właścicielem.
Wszystkie z Was, które będą miały okazję, serdecznie zapraszam do Cosmeceuticum, a jednocześnie podkreślam, że nie jestem w żaden sposób związana z firmą i ta notka jest wynikiem mojego zachwytu nad faktem, iż takie miejsce powstało w moim mieście :)

Całuję,
Ł.

przegląd tygodnia vol. 2

Witajcie, Dziewczyny :)

Dwa słowa: nie wyrabiam. Mam ogromnie dużo pracy, więc przychodzę do Was jedynie z kolejnym przeglądem tygodnia. Może we wtorek uda mi się opublikować "uczciwą" notkę :)

Ten tydzień był nudny i wypełniony pracą. Jedynie zaczął się od fajerwerków - jelitówki i jednodniowej wizyty w Krakowie. W sylwestra, wymęczona chorobą i podróżą, o 23 już słodko spałam i nie obudziły mnie nawet fajerwerki ani wrzaski sąsiadów :) 
Kilka zdjęć z minionego tygodnia:


Przepisy jeszcze po mojej prababci. Znalazłam wśród nich taki zwykły, codzienny liścik, który napisał kilkadziesiąt lat temu mój ukochany, nieżyjący już Dziadek. Wzruszające :)


Kończymy oglądać Falę Zbrodni.
Jestem ogromną fanką polskich seriali kryminalnych :D


Sploty mojego autorstwa na włosach Siostry.
Kiedyś też miałam taką ogromną ilość włosów, potem zaczęły wypadać i wypadają do dziś :(


Sylwester 2012. Kraków przywitał nas iście wiosenną pogodą.
Szkoda, że ja słaniałam się na nogach ;)


Krakowski bieg sylwestrowy znany jest z tego, że większość uczestników startuje w przebraniu.
Ludzie mają niesamowitą wyobraźnię.
Razem z moim A. finiszował facet przebrany za Pamelę, w czerwonym kostiumie kąpielowym,  blond peruce  i z wieeelkim biustem. Miał bardzo dobry czas na 10 km :D
Żałuję, że nie udało mi się zrobić zdjęcia.


Biegacz niekoniecznie oznacza człowiek.
Ten delikwent nie był nawet zziajany po dysze.
Zauważyłyście, że głaszcze go jakaś wielka mysza? o.O

A jaki był Wasz tydzień?
Mam nadzieję, że bardziej interesujący niż mój :)

moje kosmetyczne odkrycia 2012

Witajcie, Kochane :)

Dziś przychodzę do Was z notką na temat moich kosmetycznych odkryć zeszłego roku. 2012 był dla mnie pod kilkoma względami przełomowy. Między innymi odkryłam istnienie blogosfery i przepadłam. Zaczęło się od wzmożonego wypadania włosów, "dzięki" któremu trafiłam na bloga Anwen, a potem to już szybko poszło. Doszło nawet do tego, że zapragnęłam sama założyć bloga, aby móc dzielić się z innymi moimi wrażeniami oraz opiniami i takim oto sposobem jesteśmy w tym miejscu. Bardzo się cieszę, że jesteście ze mną, czytacie i komentujecie. 

Przejdźmy do meritum dzisiejszego posta.
Przed Wami dziesięć największych kosmetycznych odkryć, jakie poczyniłam, w dużej mierze dzięki blogosferze, w 2012 roku. Kolejność jest tematyczna, a nie wartościująca.

1. Samorobione czyściki do twarzy.


Absolutny hit! Kiedy zrobiłam pierwszą swoją plastelinkę czyszczącą, doszłam do wniosku, że już nie chcę nic innego, zwłaszcza do porannego oczyszczania twarzy. Na bazie dowolnych orzechów, z dowolnymi dodatkami, uwielbiam je wszystkie bez wyjątku! Wspaniale pachną, dobrze oczyszczają cerę nie niszcząc jej naturalnej bariery ochronnej, odżywiają. Produkuję je już na "masową" skalę. Ktoś zainteresowany? ;)

2. Glinki.


Na twarzy szczególnie dobrze spisują się biała i zielona, czerwoną lubię dodawać do masek do włosów. Mieszam je z sokiem z aloesu lub wodą pietruszkową i dodaję trochę oleju (szczególnie lubię lniany), dzięki czemu nie zasychają aż tak szybko. Po ich zmyciu cera jest odświeżona, pory zwężone, a ewentualne niespodzianki uspokojone. Żałuję, że nie odkryłam glinek wcześniej. Dodaję je też do czyścików :)

3. Filtr 50+ Anthelios XL LRP.


Dzięki niemu mam filtr, który nie bieli, nadaje się pod makijaż i, w przeciwieństwie do tych vichy, nie jest testowany na zwierzętach. Nie wyobrażam sobie wyjść bez niego z domu. Ze względu na skłonność do przebarwień jest to mój must have.

4. The secret soap store, krem do rąk z 20% masła shea.


Najlepszy krem do rąk, jakiego miałam okazję używać. Treściwy, ale świetnie się wchłania. Doskonale odżywia dłonie. Pięknie pachnie, szczególnie wersja pomarańczowa i porzeczkowa.  Jego używanie to najczystsza przyjemność.

5. Oleje w kosmetyce.


Kiedyś by mi to nawet przez myśl nie przeszło, a teraz nie wyobrażam sobie pielęgnacji całego ciała bez olei. Te na zdjęciu to tylko przykłady. Olejuję włosy prawie przed każdym myciem, stosuję olejki zamiast balsamu do ciała, razem z żelem hialuronowym nakładam je na twarz, dodaję do masek i maseczek. Moje ulubione to macerat łopianowy, olej lniany, kokosowy, olejki alverde i babydream dla mam. Cały czas staram się testować nowe oleje, a także zaczynam zabawę z robieniem maceratów.

6. Mineralne kosmetyki do makijażu twarzy.


To jest bezapelacyjnie największy makijażowy hit wszech czasów. W momencie, gdy odkryłam podkład mineralny lily lolo (recenzja), moje podejście do makijażu zmieniło się o 180 stopni. Już nie mam wyrzutów sumienia, że niszczę swoją cerę nakładając na twarz podkład. Dodatkowo minerały świetnie stapiają się z cerą i są niewidoczne na twarzy. Świetnym uzupełnieniem dla podkładu są róże mineralne lily lolo (recenzja), a zwłaszcza kultowy już ooh lala. W 2013 mam zamiar przetestować minerały innych marek.

7. Róże i rozświetlacz The Balm.


Kosmetyki do makijażu twarzy tej marki są świetne. Róże (recenzja) mają wspaniałą pigmentację i trwałość. Brakuje mi tylko jednego i na pewno go zdobędę. Rozświetlacz Mary Lou-Manizer jest najpiękniejszym prasowanym highlighterem, jakiego miałam okazję używać. Tworzy przecudny efekt tafli i trwa aż do demakijażu.

8. Pędzle Hakuro.


Pisałam o nich już tutaj. Po prostu najlepsze pędzle do makijażu twarzy, z jakimi miałam do czynienia. 

9. Meteoryty Guerlain.


Zapragnęłam wypróbować słynne kulki i trafiłam na najlepsze możliwe, czyli tak zwane "dragonki". Perles du dragon są bardzo subtelne, idealnie nadają się do nałożenia na całą twarz jako rozświetlający puder wykańczający. Uwielbiam efekt, jaki dają na twarzy oraz ich sławny fiołkowy zapach.

10. Seche vite.


Wszystkim doskonale znany wysuszacz lakieru do paznokci. Nie jest bez wad: potrafi obkurczyć lakier i trzeba nim bardzo precyzyjnie pokryć nasz manicure, ale naprawdę bardzo przyspiesza wysychanie i świetnie nabłyszcza.

Mogłabym tak bardzo długo wymieniać świetne produkty, które odkryłam w tym roku, jednak postanowiłam ograniczyć się do dziesięciu. I dobrze, bo ten post nie miałby końca ;)

Znacie te produkty?
Może któryś z nich jest również Waszym ulubieńcem?

Ps. Jutro napiszę Wam o bardzo ciekawym miejscu, które odkryłam w moim meście.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...