Witajcie, Dziewczyny :)
Dziś przychodzę do Was z notką na temat produktów, których najchętniej używałam w listopadzie. Na koniec pokażę Wam również makijaż, który najczęściej wykonywałam. Te z Was, które się tego domagały, będą miały okazję zobaczyć w akcji podkład i róż lily lolo. Zapraszam do czytania, a raczej oglądania ;)
"Ustowym" ulubieńcem listopada stał się balsam do ust chubby stick marki clinique. Kupiłam go wraz z uroczą kosmetyczką, którą możecie zobaczyć tutaj. Balsam jest kremowy, miękko sunie po ustach i daje zdecydowanie piękny kolor, a mimo to lusterko nie jest niezbędne do jego aplikacji. Nie zregeneruje zniszczonych ust, ale też na pewno ich nie wysuszy. Bardzo go lubię :)
Moim, zapewne nie tylko listopadowym hitem jest podkład lily lolo, którego recenzję możecie przeczytać tutaj, a poniżej zobaczycie, jak prezentuje się na twarzy. Aplikuję go pędzlem hakuro H51, który pokochałam miłością dozgonną ;)
Makijaż twarzy najchętniej wykańczam dragonkami, czyli meteorytami guerlain z kolekcji świątecznej. Są to moje pierwsze meteoryty i bardzo mi się podoba efekt, który dają. Jest to subtelne rozświetlenie i odświeżenie twarzy, które nie ma nic wspólnego z połyskiem. Nie żałuję ani złotówki wydanej na ten kosmetyk. Najchętniej nakładam go pędzlem do pudru maestro, którego recenzję znajdziecie tutaj.
Nie wyobrażam sobie makijażu bez różu do policzków, a w listopadzie najczęściej sięgałam po ooh la la marki lily lolo, którego recenzję zamieściłam tutaj. Drugim ulubieńcem nie tylko listopada jest cudowny brzoskwiniowy róż marki the balm, hot mama, o którym pisałam tutaj.
Brwi od jakiegoś czasu podkreślam cieniem inglot nr 560. Jego sąsiada niestety nie używam wcale, a wosk ląduje u mnie na brwiach tylko sporadycznie. Moim ulubionym stylizatorem do brwi jest żel revlon, o którym jeszcze Wam nie pisałam.
Ostatnio coraz ciężej jest mi zwlec się z łóżka o poranku, w związku z czym czas, który mogę przeznaczyć na makijaż jest ograniczony. Dlatego upodobałam sobie makijaż oka przy użyciu dwóch produktów. Są to metaliczny cień essence o wdzięcznej nazwie party all night, który nakładam na całą górną powiekę oraz ukochana kredka brokatowa marki flormar w kolorze granatowym. Obrysowuję nią oko, a kontur rozcieram tworząc nędzną namiastkę smoka ;). Efekty możecie zobaczyć poniżej.
Jeśli miałam więcej czasu, zazwyczaj konturowałam oko cieniami z paletki naked, które zaznaczyłam na zdjęciu. Cień "virgin" wprost idealnie nadaje się do rozświetlania łuku brwiowego i wewnętrznego kącika oka. O samej paletce możecie poczytać tutaj.
W kategorii pielęgnacji na famfary zasługuje krem do rąk z masłem shea z the secret soap store. Używam obecnie wersji pomarańczowej i jestem uzależniona zarówno od jego działania, jak i od zapachu. Niedługo zamieszczę pełną recenzję.
Na koniec, mój ostatnio ulubiony - wosk yankee candle "soft blanket" - bardzo domowy zapach, którego nie umiem opisać. Kto nie wąchał, ten i tak sobie nie wyobrazi ;)
----------------------------------------------
Na koniec, obiecany makijaż w okrojonej wersji "krok po kroku", aby upiec dwie pieczeni na jednym ogniu i pokazać, jak prezentują się na twarzy róż i podkład lily lolo. Żeby nie było nieporozumień, zaznaczam, że róż nałożyłam w trochę większej niż zwykle ilości, aby na zdjęciach był widoczny jego kolor.
Na pierwszych zdjęciach (nie wierzę, że to robię ;)) - moja twarz saute, pokryta jedynie kremem na dzień oraz filtrem:
Tutaj twarz z dwoma warstwami podkładu lily lolo. Możecie zauważyć, że koloryt jest wyrównany, większe przebarwienia ukryte, a podkład praktycznie niewidoczny na twarzy:
Tutaj już pełny makijaż:
Gratuluję tym, którzy dobrnęli do końca tego postu :)
Podoba Wam się mój codzienny makijaż?
Znacie\lubicie któreś z produktów przeze mnie przedstawionych?
Z niecierpliwością czekam na Wasze wypowiedzi :)
Ps. Jutro ogłoszę, do kogo pofrunie mój czyścik do twarzy.