Ten błyszczyk jest moim łupem z którejś z
promocji w Marionnaud. Nie miałam niczego konkretnego na oku, jednak
potrzebowałam pocieszenia w związku z naciągniętym mięśniem goleniowym
(znowu!). Jako, że markę the balm bardzo lubię, wiedziałam, że w jej szafie
(swoją drogą, jak zwykle przetrzebionej) znajdę coś dla siebie. Już wcześniej
zwróciłam uwagę na bezdrobinkowe błyszczyki
Balm Shelter. Najbardziej do gusty przypadł mi kolor Daddy’s Girl (którą
zresztą jestem w 100%).
Opakowanie jest klasyczne, błyszczykowe, o
kwadratowym przekroju. Aplikatorem jest gąbeczka, która ma odpowiednią wielkość
i dawkuje pożądaną ilość produktu
Zapach od początku mnie urzekł, jednak
zaznaczam, że nie każdemu się może podobać. Jest słodki, owocowy, jednak ma w
sobie coś jeszcze, co mnie się (przyjemnie) kojarzy z jakimś syropem z
dzieciństwa J
Kolor określiłabym jako ciepły róż,
który jest bardzo delikatny na ustach. Produkt nabłyszcza usta, jednak nie jest
to połysk nachalny, nie spodziewajmy się też efektu tafli.
Trwałość można uznać za standardową dla tego rodzaju
produktów, bez jedzeni a i picia wytrzymuje około 2 godzin. Dobrze pielęgnuje i nawilża usta, nie
potrzebujemy dodatkowego odżywienia.
Jestem bardzo zadowolona z tego błyszczyka.
Lubicie produkty the balm?
Może ktoś chciałby, abym pokazała resztę kosmetyków tej marki?
Zrobiłaś mi ochotę na ten błyszczyk:>>
OdpowiedzUsuń