Dzisiaj za to dzień zupełnie inny od wczorajszego. Biegało mi się naprawdę nieźle, kocham upały jednak bieganiu na pewno nie służą. Dziś było chłodno i rześko, zmarzłam idąc w stroju do biegania, ale biegło się dużo lepiej niż w trakcie upałów, gdy nawet po zmroku biegło się jak na bieżni ustawionej w saunie :)
Dało się jednak zauważyć, że nawet takie lekkie ochłodzenie wymiotło ze ścieżki część biegaczy.
Gadam i gadam (piszę :)) o tej pogodzie, a chodzi mi o to, że marzę, aby podczas niedzielnego biegu (o 11 w dzień? really?) była właśnie taka temperatura, jak dziś po 19.
Jutro chcę zrobić biegowe podsumowanie pierwszego tygodnia września oraz pokazać Wam (?) moje nowe kosmetyczne nabytki. Ktoś jest zainteresowany?
Trening:
-o.w.b. 10 km/czas 59:05 min.
Menu:
10.30
duża grahamka + kiełki i 2 jajka sadzone/ masło i pomidor/
masło i ser pleśniowy
12.30
brzoskwinia; chleb słonecznikowy + masło orzechowe + miód
15.00
obiad u rodziców: ryż z sosem Taty + surówka z kapusty pekińskiej
18.00
makaron "standardowy" + parmezan
Ale dziś jestem "wypluta". Jednak te dzisiejsze 10 kilometrów zrobiło swoje i czuję je w nogach.
Uwielbiam to uczucie, gdy budzę się rano i przypominam sobie, że poprzedniego dnia robiłam coś więcej niż siedzenie przy komputerze lub stanie przy kuchence:)
A przede mną 2 dni zasłużonej regeneracji. Normalnie nie zrobiłabym dwóch dni przerwy, ale przed startem w zawodach zawsze tak robię.
PS. Jest tu kto?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za komentarze. Każdy z nich to miód dla moich uszu i oczu :)
Jednocześnie proszę o niezamieszczanie zaproszeń, reklam, ani linków do swojego bloga. Mój blog to nie miejsce na reklamę.