róż clinique peach pop


Witajcie :)

Jak Wam minął weekend? Szybko?
To zupełnie tak jak mnie ;)
Serdecznie witam wszystkich nowych gości na moim blogu, a dziś chciałabym pokazać Wam kilka zdjęć różu, który był moim urodzinowym prezentem, a stał się przyjemnym uzależnieniem.

Mowa oczywiście o różu cheek pop od clinique. Dla tych, którzy mnie znają z pewnością nie będzie zaskoczeniem, że spośród dostępnych odcieni wybrałam brzoskwiniowo - koralowy.

Róż ma niespotykaną konsystencję, wytłoczona na nim gerbera uformowana jest z prasowanego pudru, jednak róż w dotyku jest prawie kremowy. Nie pozostawia również na twarzy pudrowego wykończenia, co sprawia, że wygląda bardzo naturalnie.
Efekt nie jest matowy, jednak nie dopatrzymy się w nim błyszczących drobinek, ani tym bardziej brokatu. Twarz po jego użyciu natychmiast nabiera zdrowego kolorytu bez efektu matrioszki. 
Róż jest średnio napigmentowany, co mnie bardzo odpowiada. Aplikuję go najczęściej pędzlem multi-task z real techniques.
Opakowanie przywodzi nieco na myśl produkty essence, jednak mam nadzieję, że nie będzie się aż tak bardzo rysować.
Zapraszam do oglądania zdjęć :)





Jak Wam się podoba ten róż?
Macie któryś z cheek pops?
Jakie są Wasze obecnie ulubione produkty do policzków?

Całuję,
Ł.


szczoteczka do twarzy z biedronki z bliska


Witajcie :)

Dziś rano wybrałam się do biedronki po serek mascarpone i wpadłam na gazetkowy hit biedronki ;)
Chodzi o elektryczne urządzenie  do oczyszczania i masaży twarzy. Postanowiłam jak najszybciej wrzucić zdjęcia, żeby te z Was, które rozważają zakup mogły wcześniej obejrzeć produkt z bliska.

Zestaw kosztuje 19,90 zł, a składa się z etui w którym znajdziemy napęd zasilany dwoma bateriami (również w zestawie) oraz cztery końcówki o różnym przeznaczeniu. Mnie najbardziej interesuje szczoteczka, ale być może wypróbuję też kulkowy masażer. Dla lateksowego krążka oraz gąbeczki raczej nie znajdę zastosowania. 


Etui łatwo jest otworzyć, a jednocześnie raczej nie otworzy się samo np. w walizce.


Napęd szczoteczki jest dość ergonomiczny i dobrze leży w dłoni.


Producent daje nam możliwość wyboru dwóch prędkości obrotu.



Powyżej możecie zobaczyć porównanie końcówki do oczyszczania z emerytowaną już szczoteczką do twarzy z rossmanna. Włosie biedronkowej szczotki jest krótsze, ale podobne pod względem miękkości (czyli dla mnie trochę zbyt twarde), jednak pod wpływem ciepłej wody staje się nieco delikatniejsze.



Co najważniejsze, urządzenie działa, i to dość głośno ;)

Podsumowując, sądzę że za tak minimalną kwotę warto wypróbować szczoteczkę, jednak nie spodziewałabym się po niej cudów. Będę jej używać do wieczornego oczyszczania i być może masażu, więc sądzę, że za jakiś czas będziecie mogły przeczytać moją opinię o niej. Myślę, że kiedyś zainwestuję w końcu w clarisonic, głównie dlatego, że jak dotąd włosie wszystkich testowanych przeze mnie szczoteczek było zbyt ostre i drapiące. 

Używacie szczoteczek do oczyszczania twarzy?
Planujecie kupić biedronkowy gadżet?
A może znacie jakąś manualną szczoteczkę o delikatnym włosiu?

Miłego dnia!
Ł.

matowe usta od golden rose


Witajcie :)

Już kilkukrotnie na łamach tego bloga pisałam o mojej obsesji na punkcie matowych ust (np. tutaj, tutaj i tutaj). W tej materii nic się nie zmieniło, jednak wciąż szukam matowej pomadki idealnej.
Muszę przyznać, że propozycja golden rose jak do tej pory najbardziej przypadła mi do gustu. Mam porównanie do kilku marek, między innymi do dwóch matów firmy mac i muszę przyznać, że bohaterka dzisiejszego posta, która kosztuje około 15 zł (!) wypada na ich tle wspaniale.


Velvet matte lipstick o numerku 14 jest najbardziej kremową i niewysuszającą matową szminką, z jaką miałam do czynienia. Dodatkowo, zwłaszcza w duecie z konturówką tej samej firmy, jest szaleńczo trwała. Na tle innych długotrwałych naustnych matów wyróżnia ją również fakt, iż beż problemu można dokładać warstwy lub poprawić makijaż nie zmywając wcześniejszej warstwy.

Jedyna wada, jakiej jestem w stanie się dopatrzyć to tanie opakowanie. Bardzo chętnie zapłaciłabym za tą pomadkę np. 30 zł, gdybym mogła otrzymać ją w bardziej gustownej oprawie.



Kolor określiłabym jako dość ciemny, wpadający w czerwień róż. Nie muszę chyba dodawać, że mam ochotę na kilka innych odcieni?
Poniżej możecie obejrzeć pomadkę w towarzystwie minimalistycznego, leniwego makijażu oka.






Znacie pomadki velvet matte?
Jakie są Wasze ulubione kolory?
Chcielibyście zobaczyć, jakich matowych pomadek mac'a używam?

Całuję, 
Ł.

ulubieńcy ostatnich tygodni

Witajcie :)

Długo mnie nie było. Dzieje się kilka rzeczy, które pochłonęły mnie bez reszty. Jednakowoż, cały czas bardzo brakuje mi bloga i przede wszystkim Was!
Dlatego wracam z luźną notką na temat kosmetyków, które podbiły moje serce w ostatnim czasie.
Zapraszam do lektury! :)


Ostatnimi czasy moja cera woła o pomstę do nieba. Jest tak źle, jak jeszcze nigdy nie było.
Dlatego bardzo ważną rolę w moim makijażu odgrywa podkład. Uważam, że ciężkie, mocno kryjące i bardzo matowe podkłady w stylu revlon colorstay jedynie podkreślają i uwypuklają niedoskonałości oraz nierówną fakturę skóry. Dlatego pomimo mieszanej (ostatnio) cery szukam podkładów o satynowym wykończeniu, ale dużej trwałości. Dlatego moim osobistym kosmetykiem wszech czasów stał się podkład bourjois healthy mix. Ten delikwent z pewnością zasługuje na pełną recenzję.

Niedawno kupiłam też zielony krem BB od lioele, który okazał się świetnym kosmetykiem. Jesteście zainteresowane jego bardziej wnikliwą prezentacją?


Od kilku miesięcy jestem wierna transparentnemu pudrowi matującemu od essence. Świetnie utrwala makijaż i dość dobrze utrzymuje mat. Uwielbiam nakładać go wilgotną gąbeczką!


Już kilkukrotnie pokazywałam na blogu czterokolorowy bronzer revlon. Jest to świetny produkt, który kosztuje grosze. Zdecydowanie wyparł z mojej kosmetyczki sfatygowany  puder bronzujący joko.


Jeśli nie mam czasu lub ochoty zastanawiać się, jakim różem okrasić policzki, zawsze sięgam po kompakt, który sprawdza się w każdym makijażu i dodatkowo jest bardzo łatwy w aplikacji. Mowa oczywiście o różu deep throat od Narsa.



Poniższego delikwenta nie trzeba nikomu przedstawiać ani reklamować. Rozświetlacz TheBalm jest już legendą.

Swoją drogą, wszędzie szukam i znaleźć nie mogę rozświetlacza amber diamond od Diora. Czy ktoś wie, jak mogę wejść w jego posiadanie? Po prostu muszę! ;)



W ostatnich tygodniach wykonałam zwrot o 180 stopni i zaczęłam namiętnie nosić kreskę na górnej powiece, choć do niedawna ta instytucja mogła dla mnie nie istnieć. Do jej wykonania potrzebuję m.in. czarnego cienie, który znajduję w palecie stila in the light (jej siostrę prezentowałam Wam TUTAJ).
Pozostałe odcienie doskonale dopełniają mój codzienny makijaż oka. Wypróbowałam też na sobie fenomen cienia kitten i potwierdzam jego wspaniałość ;)



Po długiej przerwie wróciłam do podkreślania brwi cieniami i znów niezastąpione okazało się taniutkie duo od essence. Jaśniejszym cieniem wypełniam przednią część brwi, a ciemniejszą podkreślam łuk oraz "ogonek". Mam tylko jedną uwagę: czemuż to opakowanie jest tak absurdalne?!


Na moich rzęsach od wielu miesięcy króluje żółty tusz lovely i nie planuję w tej kwestii większych zmian. Uwielbiam go!


Moim ostatnim ulubieńcem jest stosunkowo niedawny zakup - pędzel 6SS z inglota. Od dawna czułam brak dużego, puchatego pędzla do rozcierania cieni. Używam go codziennie do aplikacji koloru przejściowego w załamaniu,  ostatecznego blendowania cieni, a nawet pudrowania korektowa pod oczami. Planuję zakup większej ilości takich puchaczy, bo są szalenie użyteczne :)



Co tam u Was?
Czy któryś z tych produktów szczególnie Was zainteresował?
Jacy są Wasi makijażowi ulubieńcy?

Pozdrawiam,
Ł.

kilka słów o palecie stila in the moment


Witajcie :)

Jakiś czas temu moja toaletka (ekhm... pudełko po butach ;)) wzbogaciła się o dwie paletki stila. Dziś chciałabym pokazać Wam pierwszą z nich - in the moment.

Jest to zbiór cudownych cieni w fioletowo - brązowych kolorach dających możliwość stworzenia wielu bardzo różnorodnych , zarówno dziennych, jak i dużo mocniejszych makijaży. Prawie każdy kolor jest wyjątkowy i nie mam podobnych w mojej kolekcji. Nikogo z pewnością nie zdziwi moja miłość do fioletów, ale również odcienie brązów mnie urzekły.

Poniżej możecie też zobaczyć jeden z makijaży, które wykonałam tylko przy użyciu tej paletki.


Jakość cieni jest wspaniała - są świetnie napigmentowane i kremowe. Dotyczy to szczególnie cieni satynowych, jednak maty również są dobrej jakości. Jedynie cień captivate jest lekko problematyczny, jednak nałożony na mokro prezentuje się tak wspaniale, że jestem w stanie mu wszystko wybaczyć.



Głównymi bohaterami dzisiejszego makijażu są glance oraz improvise na górnej powiece oraz wonder i whim na dolnej. Ponadto w wewnętrznym kąciku oka użyłam odrobiny impulse, a linię rzęs podkreśliłam cieniem catalyst. Pod brwiami wylądował biały instinct.





Jak Wam się podoba makijaż?
Chcielibyście obejrzeć szczegółowe swatche?
A może jakieś inne makijaże z jej użyciem?

Pozdrawiam,
Ł.

twarz dnia (4) - kilka nowości w akcji :)


Witajcie :)
Od kiedy zrobiłam zdjęcia do dzisiejszego posta, tytułowe nowości raczej przestały być nowościami.
Od jakiegoś czasu mój czas przeznaczony na bloga został znacznie uszczuplony przez kilka innych aktywności, co nie oznacza, że nie tęsknię i nie czytam innych blogów
Niemniej czas, który upłynął jedynie utwierdził mnie w przekonaniu, że nie wyrzuciłam pieniędzy w błoto i zakup poniższych produktów był dobrym wyborem :)


Zacznijmy może od cery :)

Gdy tylko zobaczyłam pozytywne recenzje na youtube dotyczące nowego, wielofunkcyjnego rozświetlacza w kremie marki revlon, wiedziałam, że "musi być mój" ;)
Stało się to jeszcze bardziej oczywiste, gdy znalazłam go na allegro w korzystnej cenie.
Photoready skinlights w odcieniu 100 bare light urzekł mnie od pierwszego "zmacania".
Szczególnie lubię go używać jako rozświetlająco-wygładzającej bazy pod makijaż (w tej roli występuje w dzisiejszym makijażu), ale także do podkreślania kości policzkowych i łuku kupidyna.

W końcu zdecydowałam się wypróbować na własnej skórze (i to dosłownie :)) podkład-legendę.
Mowa oczywiście o healthy mix serum od bourjois.
Jesteście zainteresowani recenzją? Na razie mogę powiedzieć jedno: jestem zachwycona!

W celu dodania twarzy odrobiny koloru użyłam różu i bronzera.
Ten pierwszy to słynny deep throat marki nars. Mam go trochę dłużej niż miesiąc i już zdążył zyskać status ulubionego codziennego różu.
Podobnie stało się z czterokolorowym pudrem brązującym revlon photoready 100 bronzed & chic.
Ma cztery odcienie chłodnego brązu, które możemy dowolnie mieszać lub stosować osobno. Ja na co dzień nie lubię ostrego konturowania, jednak używam go do ocieplenia cery i przyciemnienia zewnętrznych partii twarzy.

Makijaż oczu ograniczyłam do minimum:
Na dolnej powiece oraz linii wodnej mam wodoodporną kredkę sephora w kolorze 08 sun tan, którą podpatrzyłam u Słomki. Jestem z niej ogromnie zadowolona, głównie ze względu na porażającą trwałość i to, że kolor ujawnia się na linii wodnej. Już rozważam zakup kolejnych odcieni.
Na górnej powiece zagościł tylko jeden cień: scandaleyes eyeshadow paint od rimmel w kolorze 006 rich russet. Moim zdaniem jest to kosmetyk w typie tatuażu on and on bronze, taki który robi za nas cały makijaż oka, a w dodatku ma bardzo twarzowy kolor i świetną trwałość.
Uwielbiam :)

kilka swatchy



Macie któryś z tych kosmetyków?
Co o nich myślicie?
O którym chciałybyście poczytać więcej?

Pozdrawiam,
Ł.

poranny nałóg


Witajcie :)
O jaki nałóg chodzi? Pewnie myślicie, że o działkę heroiny albo chociaż kilka papierosów z rana? W tytule posta nie chodzi nawet o tę niewinną poranną kawę, a o mycie twarzy glinką. Jest to nałóg zdrowy i pożądany, a jednocześnie bardzo silny.

Od dawna szukałam czegoś, co nie zniszczy naturalnej warstwy ochronnej skóry, a jednocześnie usunie pozostałości dość tłustych kremów, których używam na noc. Żel myjący, nawet ten najbardziej delikatny (chcecie o nim poczytać?) nadal wydawał mi się zbyt agresywny do porannego mycia. Krem, czy balsam myjący za to pozostawiał na mojej skórze natłuszczenie, które z rana było dość niepożądane.

Pewnego dnia niewiele myśląc sięgnęłam po maseczkę z glinki firmy best, która stała na łazienkowej półce. Próbowałam używać jej jako maseczki, jednak bardzo szybko zastygała podrażniając moją cerę. Tego pamiętnego poranka zwilżyłam lekko cerę i suchymi rękami nabrałam niewielką porcję maseczki. Przez jakąś minutę masowałam delikatnie twarz, a gdy błoto zaczęło podsychać, zmyłam je chłodną wodą. Doznania były niesamowite, dlatego każdemu polecam spróbować :)

Od tego czasu napaliłam się na wszelkie preparaty w kremie z przeważającą zawartością glinki. W sklepie organeo.pl zamówiłam brązową glinkę z dodatkiem olejku paczulowego Lagona (KLIK) oraz mineralny krem myjący rhassoul Alva (KLIK). Pod podanymi linkami znajdziecie informacje, jakie podaje producent oraz cenę. Ja napiszę o swoich odczuciach w kontekście porannego mycia twarzy.


Marka Logona proponuje nam brązową glinkę podaną w dość kremowej formie z dodatkiem bardzo silnego zapachu paczuli. Jest on na tyle intensywny, że nie zawsze mam ochotę użyć tego kosmetyku, jednak czasem sprawia mi przyjemność. Krem po rozsmarowaniu na twarzy jest dość rzadki, ale przyjemny w użyciu. Wadą produktu jest to, że płyn lubi się oddzielać od substancji stałej, przez co czasem z tuby wycieka rzadka... ciecz.

Podsumowując, oceniam ten produkt na 4+


Mineralny krem myjący z glinką rhassoul niemieckiej firmy alva jest w konsystencji dość podobny do swojego poprzednika, jednak zawiera dodatkowo trochę większych drobinek, przez co ma dodatkowe właściwości ścierające, jednak nie jest to mocny peeling. Zapach ma dość mocny, ziołowy, który mnie się podoba. Nie używam go codziennie, ale na zmianę z resztą towarzyszy.

Oceniam go również na 4+


Ostatni to ten, od którego wszystko się zaczęło :)
Maseczka do cery trądzikowej firmy Best jest najbardziej kremowa i gęsta spośród przedstawionych produktów. Glinka jest bardzo drobno zmielona, a zapach dużo delikatniejszy. Masaż twarzy tą pastą to symfonia :) Z pewnością nie raz do niej wrócę.

Oceniam ją na mocną szóstkę ;)


Podsumowując, jestem zadowolona z wszystkich trzech produktów, jednak to najtańszy z nich okazał się najlepszy i z pewnością kupię go ponownie nie raz. Jednocześnie mam ochotę spróbować innych tego typu masek, czy glinek, na przykład maseczki sanoflore:


Jedno jest pewne, w najbliższym czasie nie będę poszukiwać nowej metody porannego oczyszczania twarzy, ponieważ znalazłam swój ideał :)

Jak jest z Wami? Czym oczyszczacie twarz rano?
Czy chcielibyście przeczytać o moich wszystkich porannych zabiegach pielęgnacyjnych?
A może bardziej interesuje Was wieczorna rutyna?
Koniecznie dajcie znać w komentarzach!

Całuję,
Ł.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...